Nalewka vieux garçon już w butelkach – koło czasu się zamknęło

Hinduistyczna samsara czy egipsko-grecki wąż uroboros (pożerający własny ogon, więc pozostający w kręgu tematyki kulinarnej)… antropologowie kultury powiadają, że czas rytualny, czas przeżywania kolejnych etapów życia, biegnie nie linearnie, lecz po okręgu – rytuał to powrót do początku okręgu czasu, nowe otwarcie. Takim momentem w kręgu kultury nam przynależnej jest z pewnością Boże Narodzenie. Dla mnie oznacza ono jeszcze jeden prywatny rytuał: to Święto Zlewania Nalewki Vieux Garçon Do Butelek.

Recepturę na nalewkę znajdziecie tutaj. Prosta jest nieprzyzwoicie, ale ma w sobie właśnie coś rytualnego: przez cały sezon się rozwija, żeby dotrzeć do finalnego punktu (Święta), gdy z zeszłorocznej nalewki nie zostało już ani kropli i trzeba nową napełnić butelki… a potem wszystko zaczyna się od nowa.
Tegorocznej vieux garçon nie chciało mi się filtrować, postawiłem na naturalną sedymentację. Poza tym jakoś zwyczajnie szkoda mi tej kapitalnej, pektynowej galaretki, która zostanie na dnie. Teraz nalewka siedzi już w butelkach (po świetnej szkockiej single malt – ciekawe, czy to wpłynie na proces dojrzewania 😉 ), i posiedzi tak jeszcze przynajmniej z miesiąc. Na razie jest mocno truskawkowo-cynamonowa, z czasem przebiją się kolejne nuty.
Część owoców wpakowałem do słoików (nie wygłupiałem się z pasteryzowaniem – tylko wyparzyłem słoiki, bo owoce po wielomiesięcznym nurzaniu w spirytusie są tak sterylne, że można by nimi dezynfekować pole operacyjne). Teraz poczekają na swoją okazję. Gdy takowa się nadarzy, wrzucimy zawartość słoika do kamionki, przysypiemy kruszonką i zapieczemy. Powstanie jeden z najbardziej męskich deserów, jakie widział świat, czyli pijane crumble.
Z pozostałych owoców postanowiłem odzyskać jeszcze trochę nalewki – bo z Krakowa jestem, a my tu w Krakowie jesteśmy znane kutwy i centusie, nic się u nas zmarnować nie może. Wrzuciłem więc owoce na sito i porządnie przecisnąłem. Otrzymany w ten sposób mus trafił z powrotem na sito przykryte papierowym ręcznikiem, żeby jeszcze ciut nalewki z niego odciekło. Reszta musu trafiła do słoika, którego zawartość rozweseli każdy sos (robisz steki? gdy się usmażą, odłóż do odpoczęcia, a na patelnię wrzuć ze dwie łyżki takiego musu, dodaj ze dwie zamrożone kostki domowego bulionu, który na pewno masz w zamrażarce, i zredukuj. Będzie genialnie). A każdą herbatę zamieni w trunek wyskokowy.
Szczęśliwego Nowego Roku!

Jeden komentarz

  1. Jestem przed pierwszą nalewką, ale czytam i czytam i wybrać nie umiem, co tu ciekawego na rozdziewiczenie zrobić. By wyszło i wstydu nie było. Z wiśniowej i wiśnie do deseru zostaną, to jakieś plusy. Ale najbardziej lubię słodkie ulepki z karmelem, poszukam czegoś dalej u Ciebie, bo świetne zdjęcia tu podziwiać można:)

Comments are closed.