Ciacha brownies: robimy afrodyzjak

Kuchnia faceta kojarzy się raczej z żeberkami, stekami i piwem niż z pieczeniem ciastek. Błąd, moi panowie. Są takie przepisy, które warto opanować, bo ich potencjał randkowy jest nie do przecenienia. Odłożenie na bok grilla na rzecz piekarnika i zamiana tłuczka do mięsa na szpatułkę do ciasta może przynieść zaskakujące korzyści.

W czasie jedzenia czekolady, jak twierdzą neurofizjologowie, w istocie czarnej śródmózgowia produkowana jest dopamina – neuroprzekaźnik odpowiadający za uczucia euforii i rozkoszy (jej nazwa bardzo słusznie kojarzy się Wam z angielskim slangowym słówkiem dope). Poziom dopaminy wzrasta także podczas słuchania muzyki, tańca i tworzenia. A przede wszystkim podczas seksu.
Ale na czekoladzie nie poprzestaniemy. Bo jej smak można jeszcze podkręcić. Użyjemy dwóch dodatkowych tajemnych składników. Po pierwsze, gruboziarnistej soli, której niewielkie ilości kontrastują słodki smak i wzmacniają jego odczuwanie. Przy czym będzie to sól gruboziarnista, żeby nie rozprowadziła się równomiernie, zasalając całe ciasto, tylko żeby pozostała jako pojedyncze grudki, natknięcie się na które dostarczy niespodziewanego dreszczyku emocji.
A po drugie płatki chili. No bo jeśli afrodyzjak, to chcemy, żeby było hot.

Przepis na ciastka typu brownies znalazłem w kapitalnej książce Allegry McEvedy i Paula Merretta “Ekonomia gastronomia”. Podkręcona solą i chili wersja to już mój patent.

Potrzebujesz:

  • 130 g cukru
  • 20 g masła
  • 30 g mąki – to nie pomyłka. Też nie mogłem uwierzyć, że tak mało.
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady (stugramowe). Koniecznie gorzkiej.
  • 2 jajka
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżki mocnej kawy. Zaparz sobie espresso, użyj pół łyżki, resztę wypij.
  • płaską łyżkę płatków chili
  • łyżeczkę gruboziarnistej soli – najlepiej morskiej. Im grubsza, tym lepsza.
  • 50 g białej czekolady (opcjonalnie).
  • garnka, dwóch misek, miksera z końcówką do ucierania (taką talerzykowatą), papieru do pieczenia

Nastaw piekarnik na 180 stopni, niech się rozgrzewa.
Na początek zrobimy coś, co strasznie fachowo wygląda, ale niech cię to nie przeraża – rzecz jest łatwa. Otóż będziemy rozpuszczać czekoladę w – uwaga, uwaga – kąpieli wodnej.
Gorzką czekoladę połam na kawałki – najprościej będzie, jak porządnie przywalisz kilka razy tabliczką o blat. Oczywiście przed otwarciem opakowania.

Potrzebujesz do tego garnka i trochę większej od niego stalowej miski, którą będzie można ustawić na garnku. Do garnka wlej wrzątek – tyle, żeby nie dotykał dna miski, i ustaw na małym ogniu. Postaw na nim miskę (nie chcesz, żeby woda gotowała się gwałtownie, chyba że zamierzasz robić eksperymenty z termodynamiki. Podobne zabiegi legły kiedyś u podstaw wynalezienia maszyny parowej, więc ostrożnie), wrzuć do niej masło i połamaną gorzką czekoladę. Zobaczysz, że od razu zacznie się rozpuszczać. Mieszaj delikatnie, żeby  połączyła się z masłem. Gdy powstanie obłędnie pachnąca, gładka masa, zdejmij miskę z garnka. Gratulacje.

Wszystkie te ceregiele są po to, żeby czekolady nie przypalić. Gdybyśmy to samo zrobili np. na teflonowej patelni ustawionej na ogniu, efekty prawdopodobnie byłyby dość tragiczne. Gorzkawe granulki o smaku spalenizny w pociemniałej masie. To nie zapowiada udanej randki.

W międzyczasie do drugiej michy wsyp cukier, wbij jajka i dolej pół łyżki kawy. Potraktuj solidnie mikserem, aż mikstura zrobi się jasna (kogel mogel – pamiętasz z dziecińśtwa?) i dobrze się napowietrzy.

Wlej teraz do tej mikstury rozpuszczoną czekoladę. Mieszaj z wyczuciem, żeby w masie zostało jak najwięcej powietrza, które z takim poświęceniem nabiłeś mikserem.

Dodaj teraz do tej masy pozostałe składniki, wymieszaj delikatnie, tylko tyle, żeby się to wszystko połączyło. Jeśli chcesz dodać do swoich ciach pokruszoną białą czekoladę, to jest właściwy moment.
Teraz masz w misce gęstą masę. Wyłóż blachę z piekarnika papierem do pieczenia, i wyłóż łyżką porcje masy wielkości tego, co ci się nabierze na łyżkę. Zostaw między nimi trochę odstępu – ciastka bardzo nie urosną, ale rozpłyną się trochę na boki.
Do pieca na jakieś 10 minut. Gdy wierzch popęka – wyjmij. W środku mają być lekko ciągnące.
Genialnie pasują do wytrawnego czerwonego wina o mocnych nutach, np. szczepu shiraz.
Nie dziękuj, nie ma za co, ale wrażenia z randki możesz opisać w komentarzach poniżej 🙂

4 komentarze

  1. Przepis za dychę, nawet Jaś Fasola by zrozumiał. Patencik z podkręcaniem tyz pikny, widać, że lubisz ostrą jazdę bez trzymanki 😉
    P.S. Ale czego ma NIE DOTYKAĆ wody? Przypali się czy co?

Comments are closed.