Tarta ze szparagami. Ładne żarcie w brzydkim kraju

Miałem ci ja zawsze takie prowincjonalne marzenie. Żeby któryś z tych telewizyjnych foodiesowych celebrytów, co to jeżdżą się zachwycać lokalnymi wiktuałami a to do Wietnamu, a to do Szwecji, Izraela czy na południe Francji, zrobił kiedyś odcinek swojego programu tu, u nas, nad Wisłą. Fajnie by było, myślałem, zobaczyć oczami kamery kulinarnej telewizji Kleparz czy Halę Mirowską, steki u Ed Reda, maczankę krakowską w food trucku Andrusa czy rydzowy żur w Starym Domu Zdrojowym w Wysowej, nawiedzić serowarnię Rancza Frontiera albo masarnię pana Mądrego w Nowej Wsi Szlacheckiej koło Liszek. Fajnie by było zobaczyć taki koncentrat, ekstrakt tego, jak Polska się niesamowicie kulinarnie zmienia, rozwija i rozkręca.

Na marzenia, uczy stare ludowe porzekadło, należy uważać – bo bywa, że się spełniają. No więc się doczekałem.

Simon King i Dave Myers w Polsce / źródło: HairyBikers.com

Polski odcinek cyklu „Kudłaci Kucharze – wokół Bałtyku” (The Hairy Bikers’ Northern Exposure) poznałem bezbłędnie po pierwszych klatkach: Dave Myers i Si King pośród chaszczy i samosiejek przetaczają się chybotliwie przez niestrzeżony przejazd kolejowy po dziurawym asfalcie. Jadą przez Polskę zielono-żółto-czerwonych szyldów chwilówek i sieciówek, Polskę barów, których oferta jednogłośnie brzmi “TANIO!”, jadą przez Polskę skwaszonych, uciekających wzrokiem sprzedawczyń z gdańskiego bazarku i toruńskiego sklepu z piernikami, Polskę pustakowych zagród, eternitowych strychów i barokowych ogrodzeń z gazobetonu, Polskę ekranów akustycznych, Polskę gigantycznych szmat reklamowych rozwieszonych na fasadach średniowiecznych miast, Polskę językowych analfabetów, na której bezdrożach wytacza się na Bikersów panna młoda z okrzykiem “wódka!”.

Wyprawę kończą w Białowieży, zdążając ugotować bigos u podnóża Puszczy Białowieskiej, zanim ją wytną minister środowiska z leśnikami.

Że przesadzam? Że nie dostrzegam tych pogodnych twarzy sympatycznych ludzi, nowiutkich obwodnic i na glanc odremontowanych centrów, nowoczesnych tramwajów na ulicach i zatrzęsienia dorodnych, cudnie wyeksponowanych owoców i warzyw na bazarku? Pewnie, trochę przesadzam. Nie w tym rzecz, że odcinek był sam w sobie przygnębiający, a już na pewno nie w tym, że za pomocą tego odcinka określone medialne czynniki dokonały celowej manipulacji szargając wizerunek Polski (pamiętajmy, nie mówi się “tego kraju”!) w oczach naszych zachodnich partnerów. Rzecz po prostu w tym, że na tle całej serii Northern Exposure, gdzie Bikersi jadą przez kraje bałtyckie i Skandynawię, Polska wizualnie wypada naprawdę, naprawdę fatalnie.

Patrzę, jak w kolejnych odcinkach prezentuje się Litwa, Łotwa, czy Estonia. Na Finlandię czy Szwecję, to już nawet nie patrzę, bo porównać się nie da. I krew mnie zalewa na ten nasz wizualny bajzel, na ten jedyny w swoim rodzaju melanż pazerności z anarchią: gdzie nieważne, co jest obok, co jest wokół, ważne że tu jestem JA i JA się tu reklamuję i ogłaszam, JA się tu buduję i ogradzam, JA tu prosperuję i gospodarzę, bo ten kawałek przestrzeni jest MÓJ i wara wam od niego.

Zawsze to mam: gdy wjeżdżam do Polski, przekraczając granicę od strony Niemiec, czy choćby Czech, mam nieodmiennie wrażenie, że cała przestrzeń na mnie wrzeszczy.

A gdy akurat nie wrzeszczy, snuje smutną opowieść: opowieść o zerwaniu ciągłości kultury materialnej, o przeoraniu generacyjnej pamięci przez wywózki i przesiedlenia, przez władzę ludu i alienację od własnej przestrzeni, która stała się “wspólna, czyli niczyja”. Tak, jakbyśmy przez to wszystko zapomnieli (ciekawe, że nie zapomnieli tego najwyraźniej Bałtowie, choć komunizm dotknął ich może nawet jeszcze silniej) coś, co na dawnej wsi było oczywiste, bo zapisane w samym języku: że słowo “ładnie” pochodzi od słowa “ład”.

No więc mamy tych wszystkich pogodnych ludzi, te nowiutkie obwodnice, odremontowane miasta, zatrzęsienie warzyw i tramwaje. I z jakiegoś powodu zalepiamy, zasłaniamy, pstrzymy i pacykujemy ten całkiem fajny kraj, zagłuszając wrzaskiem to, co w nim ciekawego widać, i dekorując chińszczyzną z marketu budowlanego. Smutno.

Co się dziwić, że nie maczanka, nie sery z Frontiery, nie rydzowy żur stały się hitem polskiego odcinka bałtyckiej wyprawy Dave’a i Simona, lecz właśnie nieszczęsny bigos – skoro to z bigosem na pierwszy rzut oka musi się kojarzyć polski smak?

To powiedziawszy, robię w geście protestu coś, co dla odmiany będzie naprawdę dobrze wyglądać. I genialnie smakować. I czerpać z porządków kulturowych nieco innych niż kiełbasiano-pustaczany. Sezon szparagowy w pełni, a pogoda wreszcie taka, że chce się zrobić coś lżejszego niż bigos.

Tarta ze szparagami zatem. Wyglądająca jak na załączonym obrazku.

Potrzebujesz:

  • porcję kruchego ciasta z tego przepisu (na prostokątną wystarczyło z 200 g mąki, 100 g masła i 2 żółtek)
  • pęczek zielonych szparagów
  • 2 białka, które zostaną Ci z robienia ciasta
  • ok. 120 ml mleka (2% będzie okej)
  • gałkę muszkatołową, sól, pieprz
  • trochę masła do wysmarowania formy
  • łyżeczkę cukru do blanszowania
  • prostokątną formę do tarty (oczywiście możesz to wszystko zrobić na okrągłej formie, ale w ten sposób tarta wygląda szczególnie efektownie), papier do pieczenia, fasolę Jaś (chyba że masz takie wypaśne ceramiczne kulki do obciążania tarty), garnek z wrzątkiem, miskę z lodowatą wodą

Nastaw piekarnik na 180 stopni, zagotuj wodę w garnku. Obierz szparagi w dolnej części (górnej w przypadku zielonych nie trzeba), każdy z nich zegnij tak, żeby się złamał. Dolną część wrzuć do zamrażarki, będzie na zupę. Górne przytnij tak, żeby ich długość odpowiadała szerokości formy do tarty.

(Tych “dolnych części górnych części” też użyjemy – powtykamy je między te najładniejsze, bo gotowanie, w którym dba się tylko o efektowny wygląd, pozwalając na marnowanie żywności, to zwyczajna głupota).

Formę do tarty natłuść masłem. Wywałkuj ze schłodzonego ciasta podłużny pas i przełóż do formy – najlepiej zręcznie nawinąć go na wałek, przenieść na nim i rozwinąć na formie – ale od biedy możesz przenieść po kawałku i posklejać w formie. Dociśnij do ścianek, nadmiar zetnij, wyrównaj widelcem (dzięki temu powstanie ten taki fikuśny wzorek). Dno ciasta nakłuj widelcem, wyłóż papierem do pieczenia i wsyp fasolę (albo ceramiczne kulki), żeby je obciążyć. Wstaw do piekarnika na 12-15 minut, aż podpiecze się na blond.

W międzyczasie zblanszujemy szparagi. Do wrzątku wsyp trochę soli i cukru. Wrzuć szparagi na 3 minuty, a potem szybko odcedź i przełóż je do miski z lodowatą wodą, żeby zatrzymać gotowanie. Będą dzięki temu zarazem miękkie i jędrne, a dodatek cukru zadba o ich kolor.

Do białek, które zostały z robienia ciasta, dodaj tyle mleka, żeby łącznie wszystko miało 125-130 ml (powiedzmy sobie szczerze: 150 ml też da radę). Dodaj sól, pieprz i gałkę muszkatołową do smaku, dobrze wymieszaj, niech się trochę spieni.

Na podpieczonym cieście ułóż zblanszowane szparagi, główkami na przemian to w jedną, to w drugą stronę (oczywiście, jeśli masz fantazję zrobić to inaczej, nie krępuj się). Między nie włóż obcięte “dolne części górnych części”. Nie marnujemy.

Wlej teraz tyle mieszanki mleka i białek, żeby prawie przykryć szparagi. I do piekarnika na kolejne 20-25 minut, aż zalewa się zetnie i lekko zrumieni.

Rządzi tu smak szparagów – spokojny, nieprzygłuszony, niezakrzyczany, podkręcony tylko gałką muszkatołową i maślano-orzechowym smakiem ciasta. I gdybym naprawdę chciał pojechać foodiesową nowomową, powinienem teraz napisać: “…otulony w zmysłową kołderkę subtelnej mlecznej pianki, której tekstura znakomicie komponuje się teksturą szparaga” – ale no już, kurde, nie przesadzajmy.

8 komentarzy

  1. Szparagi uwielbiam pod każdą postacią – zwłaszcza te zielone i oczywiście końcówek nie marnuje, nauczona przez "starszyznę" wykorzystywać do zupy. A kudłatych proponuję zbojkotować, bo widocznie taki był plan, aby nie pokazywać tej piękniejszej i smaczniejszej strony Polski.
    Pozdrawiam serdecznie z miejsca, gdzie szparagów i pięknych, zielonych widoków u Nas pod dostatkiem 😉

  2. a kiełbasa najlepsza na świecie? produkcja naturalna – wyrabiana ( o zgrozo!) rękoma? a pierniki toruńskie? a gościnność i w tle zabytki Gdańska Torunia i Białowieża wraz z szukaniem trawy żubrowej? Oglądając ten odcinek odniosłam jak najlepsze wrażenie z prezentacji naszego kraju.

Comments are closed.