1 kwietnia to był dobry moment na taką akcję. Po pierwsze, jeszcze trwały Święta Wielkanocne, czyli polski festiwal jedzenia – a z drugiej strony było się już mocno przejedzonym tradycyjną, wielkanocną – skądinąd przecież świetną – kuchnią i miało się ochotę na coś innego. Po drugie, ta data aż się prosiła o wywinięcie primaaprilisowego żartu kulinarnej blogosferze. Bo żeby blogerów kulinarnych namawiać do robienia fast foodu?
Właśnie w tym rzecz: w temacie fast foodu coś nad Wisłą drgnęło. Obok wciąż puszących się po rozstajach dróg i galeryjnych food cornerach sieciowych „restauracji” z fast-foodem, gdzie tłumy nastolatów same się proszą o nadwagę, miażdżycę i łojotok, obok obskurnych zapiekankarni i podejrzanych kebabiarni, pojawiają się miejsca, gdzie do tematu fast foodu podchodzi się z pomysłem, kreatywnością – i przede wszystkim, z szacunkiem. Okazuje się, że burgera można zrobić z pasją i odrobiną szaleństwa, że może to być smakowy odjazd i do tego jeszcze zrobiony z bardzo przyzwoitej jakości składników (choć nie jest to bynajmniej żarcie dietetyczne…). Gdy w Krakowie plączę się w okolicach Brzozowej na Kazimierzu czy Mikołajskiej przy Rynku, jestem wodzony na pokuszenie i często ulegam.
I może doczekamy czasów, kiedy nadejdzie kres „hamburgerów” składających się z kapciowatego placka z nutrii (serio), nadmuchiwanej buły, zwiędłej sałaty i sztucznego sosu? Gdy zamawiając kebab nie będziemy się musieli martwić, z jakiego nieszczęsnego zwierzęcia został zrobiony, gdy po zjedzeniu frytek nie będzie się nam odbijało olejem silnikowym?
Trend na FAST GOOD – jakościowe, kreatywne i smaczne podejście do fast foodu – ładnie się rozwija. Fajnie, jeśli nasza blogerska akcja trochę się do tego przyczyni.
Moje trzy grosze, które chcę do tej akcji dołożyć, to poniższy burger. Patent na buraczany dodatek podpatrzyłem w krakowskiej burgerowni Love Krove, gdzie podają kapitalnego burgera w ciabattcie z burakiem i plastrem ananasa. Zdarzyło mi się zaryzykować i podać takie burgery na obiad teściom. I, wyobraźcie sobie, z pełnym sukcesem 🙂
- 500 g mielonej wołowiny – zwykle w zaprzyjaźnionym mięsnym proszę o zmielenie świeżego kawałka udźca. Jeśli chcesz kupić gotowe, paczkowane mielone mięso, koniecznie przeczytaj skład, czy nie kupujesz tzw. mielonego garmażeryjnego – wtedy kupisz sobie przynajmniej 20% białka sojowego z emulgatorem i konserwantami.
- 1 jajko (jak zwykle apeluję: nie bądź nieczułym draniem i nie kupuj „trójek”).
- ok. 30 g bułki tartej (też warto poczytać skład. Okazuje się, że do bułki tartej dodaje się np. emulgator E472e, czyli mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych. Brzmi smakowicie, co?).
- 2 solidne łyżki musztardy – dobrze się sprawdzi musztarda Dijon
- po mniej więcej łyżeczce soli, świeżo zmielonego czarnego pieprzu, papryki w proszku (warto użyć papryki wędzonej!), płatków chili, szczyptę roztartego w moździeżu ziela angielskiego
- fajnie jest dodać łyżkę sosu Worcestershire, ale nieobowiązkowo
- 4 dobre bułki razowe, fajnie jeśli będą z ziarnami. Nie kupuj bułek hamburgerowych. Zwykłe, świeże, z dobrej piekarni za rogiem, będą znacznie lepsze
- 1-2 dorodne buraki ćwikłowe (zależnie od wielkości. Jeśli jest duży, wystarczy po 1 plastrze na burgera, jeśli mniejszy – 2).
- 1 cebulę
- 2 ogórki konserwowe (a jeśli wolisz, użyj kiszonych – fajnie spasują do słodkiego buraka)
- 8 liści sałaty – użyj tych z wnętrza główki, są nie tylko bardziej chrupkie i soczyste, ale też zwyczajnie ładniejsze
- łyżeczkę masła
- dobry ketchup (wspominałem już o czytaniu składu?)
- najlepiej do smażenia użyć żeliwnej patelni grillowej – efekt naprawdę nieporównywalny. Ale jeśli nie masz, zwykła też się nada. Chyba, że dysponujesz grillem? Wtedy nie zawracaj sobie głowy patelniami, tylko grilluj!
Porządnie umyj buraki i ugotuj w całości – w skórce! – w osolonej wodzie. Zajmie to nawet pół godziny. Będą dobre, gdy da się w nie wbić widelec bez pomocy młotka.
W międzyczasie wrzuć mięso do miski, dodaj jajko (zapewni zwięzłość burgera), bułkę tartą (wchłonie nadmiar wilgoci), musztardę i przyprawy (w tym sos Worcestershire). Możesz też dodać solidną garść posiekanej pietruszki. Zagnieć łapą, aż powstanie jednolita masa.
Na patelni rozgrzej masło. Cebulę pokrój na plastry. Postaraj się, żeby się nie rozwaliła na odrębne krążki (ale to tylko dla efektu). Wrzuć je na rozgrzane masło, posyp szczyptą soli i daj święty spokój, niech się zrumieni. Odwróć i zrumień z drugiej strony. Cukier zawarty w cebuli skarmelizuje się na rumiano, i zapewni właśnie ten smak.
Ugotowanego buraka obierz…
(niektórzy wrażliwcy ubierają do tego gumowe rękawiczki, żeby sobie nie pofarbować na czerwono swoich wymuskanych łapeczek, ale nie wygłupiajmy się…)
…i pokrój na grube plastry. Ogórki pociachaj wzdłuż na plasterki. Sałatę, rzecz jasna, umyj i osusz na papierowym ręczniku.
Smażymy!
Postaw patelnię grillową na maksymalnym ogniu i pozwól się jej porządnie rozgrzać, zwłaszcza jeśli używasz żeliwa (potrzebuje 3-5 minut, żeby dać z siebie wszystko). Będziemy smażyć na suchej patelni – mięso ma wystarczająco własnego tłuszczu.
Masę mięsną podziel na cztery części i z każdej uformuj burgera. Nie muszę Ci tłumaczyć, jak wygląda burger, prawda? Niech nie będzie zbyt płaski – powinien mieć grubość solidnego kciuka.
Gdy patelnia się porządnie rozgrzeje, połóż na niej po dwa burgery (jeśli wrzucisz wszystkie na raz, temperatura na patelni może za bardzo spaść… o ile w ogóle by się zmieściły) i lekko dociśnij. Daj im po 4-5 minut z każdej strony, zależnie od tego czy lubisz je krwistsze, czy medium rare. Zostaw je na czas smażenia w spokoju, nie przesuwaj i nie przekładaj co chwilę. I nie przesmaż, mają być wewnątrz wilgotne, a w samym środku najlepiej jeszcze różowawe (dżiz – jest takie słowo: „różowawe”?).
Wariant dla geeków: wyposaż się w termometr do mięsa. Wbij go w sam środek burgera i smaż, aż termometr pokaże zadaną temperaturę: 57 stopni C to krwiste (pod warunkiem, że masz mięso z pewnego źródła!), a mój ulubiony Jeff Potter, autor kapitalnej książki „Gotowanie dla geeków” radzi, żeby dojechać do 71 stopni – wtedy mięso nie będzie za bardzo suche, ale na pewno bezpieczne.
Na ostatnią minutę dorzuć na patelnię przekrojone na pół bułki. Niech się zagrzeją, ale nie spalą.
Gotowe? No to montujemy: dolna część bułki, sałata, mięcho, burak, cebulka, ogórek, ketchup, sałata, górna część bułki. Oczywiście z kolejnością możesz kombinować, tylko może bułkę jednak zostaw po zewnętrznej…
Konkurs: z której książki Jamiego Olivera ściągnąłem pomysł na to zdjęcie? 🙂 |
Hack: zaopatrz się w bambusowe patyczki do szaszłyków i na koniec przebij burgera z góry na dół takim patyczkiem. Nie tylko nie rozwalą się dzięki temu w drodze na stół, ale też – jeśli biesiadnicy zamierzają jeść sztućcami (idealne byłyby sztućce do steków, takie z ostrym nożem) – znacznie im to ułatwisz, burger nie rozleci się po dwóch kęsach.
Burger pride!
Wyżerka pyszna, ale TEN OPIS RZĄDZI!
Polecam się 😉
Baner pojawił się w poście, pozdrawiam 🙂
To fajnych teściów masz 😛
Ano 🙂
Bardzo smakowicie wygląda ten Twój burger, ale niestety nie zrobię go, ponieważ nie cierpię buraków 🙁 Mam dla Ciebie propozycję: spróbuj odtworzyć niepowtarzalny smak burgerów roadamerican. Byłaby to jedna z najlepszych rzeczy, jaka spotkałaby mnie w życiu, ponieważ jeśli potrafiłbym robić takie smakołyki w domu, to zaoszczędziłbym sporo czasu na wyjściach na miasto 🙂